Słowa-wytrychy w ogłoszeniach

Popularność postaci Mirka Handlarza to nie przypadek, a jego hasło “Niemiec płakał jak sprzedawał” idealnie obrazuje przesadny wręcz ton, jaki stosuje wielu sprzedających.

Tym razem postanowiliśmy podzielić się z Wami kilkoma spostrzeżeniami na temat haseł-wytrychów, stosowanych przez osoby publikujące ogłoszenia o sprzedaży używanych samochodów. Dowiecie się tutaj, jak czytać ogłoszenia sprzedaży aut! 

Hasła o bezwypadkowości

W wielu ogłoszeniach o sprzedaży aut używanych zauważyć można hasło “100% bezwypadkowy”. Co to właściwie oznacza? Czy auto może być na przykład bezwypadkowe w 90%? Generalnie, z naszego doświadczenia wynika, że w takim wypadku historia blacharska auta jest dosyć kolorowa i na pewno nie wolno dać zwieść się krzykliwym hasłom, wypisanym kolorową czcionką.

Równie popularnym hasłem jest “zapraszam z miernikami lakieru”. Takie stwierdzenie usypia czujność wielu kupujących, którzy wychodzą z założenia że osoba oferująca auto nie ma nic do ukrycia. Nic bardziej mylnego! Już nawet pomijamy fakt, iż sprzedający może mieć spore obiekcje co do tego, by osoba oglądająca użyła swojego miernika lakieru i najpewniej użyczy swój do tej operacji. Warto też pamiętać o tym, że w aucie ktoś mógł zwyczajnie wymienić poszczególne elementy nadwozia “pod kolor”, dlatego na samym sprawdzeniu grubości lakieru nie wolno poprzestać!

Tablice zagraniczne

Temat, który dotyczy głównie samochodów sprowadzanych z Niemiec. Krótko mówiąc chodzi o to, że właściciel pozbywający się swojego auta w Niemczech zazwyczaj wyrejestrowuje je, co pozbawia samochód tablic rejestracyjnych. Polak sprowadzający auto z tego kraju ma zatem dwa wyjścia

  • Transport lawetą
  • Kupno tablic zjazdowych (koszt kilkanaście euro wzwyż)

Z reguły, Polacy wybierają ten pierwszy wariant, lecz problem polega na tym, że po sprowadzeniu do naszego kraju samochód nadal nie ma ważnych tablic rejestracyjnych. Niestety, problem polega na tym, że handlarz nie może zarejestrować auta na siebie (co dałoby możliwość założenia na nie polskich tablic) ponieważ zwyczajnie mu się to nie opłaca i wiąże z wieloma formalnościami.

Auta w komisach często wyposażone są w tak zwane “wyklejanki”, to jest tłoczone tablice, które do złudzenia przypominają oryginalne niemieckie rejestracje. Szkopuł jednak w tym, że gdy takie auto zatrzyma do kontroli policja, to jest spore ryzyko mandatu…za brak ważnych tablic!

Jedynym, zgodnym z prawem rozwiązaniem jest zakup auta i rejestracja na tak zwane czerwone tablice, które uprawniają nowego nabywcę do jeżdżenia autem po Polsce. Niestety, to dosyć czasochłonna procedura, której z reguły nie da się zakończyć w ciągu jednego dnia.

“Sprzedaję z powodu…”

I w tym miejscu następuje cała litania przyczyn, dla których sprzedający zdecydował się na pozbycie się tak świetnego samochodu. Skwitujemy to krótko – rzadkie są przypadki, gdy Polak decyduje się na sprzedaż samochodu ot tak, szczególnie jeżeli posiada auto dopiero od jakiegoś czasu (powiedzmy pół roku)…Na takie hasła nie warto się nabierać i dokładnie sprawdzić stan auta!

“Przebieg potwierdzony książką serwisową”

książka serwisowa

Źródło: vwgolf.pl

O tym, że zakup książki serwisowej do dowolnego samochodu nie jest problemem nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Nieuczciwi sprzedający poszli o krok dalej i sprytnie modyfikują zapisy w bazie serwisowej danego producenta w taki sposób, że nie wzbudzają żadnych podejrzeń u kupującego.

Jak to możliwe, skoro bazy producentów są tak bardzo chronione? Cóż, to bardzo proste. Załóżmy, że handlujący kupuje w Niemczech auto z przebiegiem 220 tysięcy kilometrów, co jak na polskie warunki jest już sporą wartością. Ostatni wpis w książce serwisowej opiewa na przebieg 167 tysięcy kilometrów i został dokonany w listopadzie 2014.

Aby szybko sprzedać dany samochód, nieuczciwy sprzedający cofnie licznik do wartości, powiedzmy, 190 tysięcy kilometrów, uwiarygadniając go…wizytą w ASO marki. Tak, to nie pomyłka! Wielu sprzedających po zabiegu “odmłodzenia licznika” kieruje się do ASO celem, na przykład, wymiany żarówki w aucie. Kosztuje to może 50-60 złotych, a przebieg odnotowywany jest w bazie producenta!

Szkopuł w tym, że choć wcześniejsza historia serwisowa jest jak najbardziej dostępna, często pracownicy serwisu są skłonni podać jedynie przebieg przy ostatniej wizycie samochodu w autoryzowanym punkcie obsługi.

Podsumowując

Wcale nie chcemy sugerować, że Polacy to kłamliwy naród, który tylko czyha na możliwość oszustwa. Problem jednak w tym, że na rynku aut używanych istnieje naprawdę sporo patologii i każde auto warto dokładnie sprawdzić przed zakupem!

Dodaj komentarz